Minął rok od kiedy wróciłam z samotnej wyprawy do Grecji. Może nie brzmi to tak ekscytująco jak wyprawa „do wnętrza ziemi” czy w Himalaje, ale w dobie masowej turystyki taki samotny dwutygodniowy wyjazd to nie lada gratka. Mąż, pies i codzienne obowiązki zostały w domu, a ja z pękającym w szwach plecakiem i walizką z rzeczami na każdą okazję (ale do 20 kilo!) wsiadłam do samolotu. W Polsce była już chłodna i wilgotna jesień, na koncie miałam dwa tysiące (miały…