Czy może być coś lepszego, niż luksusowe wakacje w zamian za ciężką pracę? Wielu z nas dałoby się skusić na taką nagrodę. Oto właśnie turystyka incentive. Taka czy inna nagroda, zawsze działa w ten sam sposób, najstarszą na świecie metodą kija i marchewki. Chociaż wedle pierwotnej definicji miała ona być nie tylko nagrodą, ale sposobem podniesienia statusu i prestiżu zawodowego, dziś kojarzy nam się głównie z niekończącą się imprezą i pływaniem nocą w basenie. Czy jest jeszcze nadzieja?

Z perspektywy pracodawcy, zwłaszcza korporacyjnego, który posiada odpowiednie fundusze na wyjazdy INCENTIVE, jest to dużo tańsze rozwiązanie, niż wypłacanie premii pracownikom. Zagwarantowanie tygodniowych wczasów all inclusive w 5-gwiazdkowym hotelu dla grupy 40 pracowników, to koszt rzędu 3-4 tysięcy za osobę. Gdyby te same pieniądze przeznaczyć na premie pieniężne, nie zrobiłyby podobnego wrażenia na pracownikach. Sytuacja jest o tyle lepsza, że oferta detaliczna największych organizatorów turystyki jest znacznie droższa, niż cena płacona za grupę, a pracownik ostatecznie nie wie, ile kosztował jego wyjazd.

turystyka incentive

Atelier Podróży

Najczęściej z turystyką motywacyjną spotykamy się w przypadku firm, które zajmują się sprzedażą i rekrutacją. W przypadku takich przedsiębiorstw łatwo policzyć rzeczywiste wyniki danego pracownika i zyski jakie przyniósł w danym roku. Co za tym idzie, wyjazdy takie organizowane są głównie we wrześniu i październiku. Jest to świetny termin zarówno z punktu widzenia firmy wykupującej taki pakiet – mniejsze natężenie i ilość pracy, więc i mniejsza strata; wiemy już czy wyrobiliśmy określony plan za wcześnie kwartały – jak i firm organizujących takie wyjazdy – pogoda w większości europejskich destynacji jest nadal odpowiednia do zwiedzania i plażowania, jest cieplej niż w Polsce, a jednocześnie jest to tzw. „niski sezon” kiedy ceny w hotelach są znacznie atrakcyjniejsze. Do tego dochodzi bardzo ważny aspekt finansowy – wciąż mamy wykupione miejsca w hotelach, opłacone gwarancje, a sprzedaż detaliczna ofert ich nie pokrywa, więc wysłanie takiej grupy pozwala uniknąć straty w zainwestowanych kwotach. Wilk syty i owca cała.

turystyka incentive

Atelier Podróży

Jak wspomniałam we wstępie, idea wyjazdów motywacyjnych znacznie różni się od rzeczywistości. Oczywiście pracodawca chce jak najlepiej – ludzie odpoczną, zrelaksują się, pozwiedzają, będą mogli się pochwalić wspaniałą wycieczką, co podniesie ich morale, ale także zachęci innych do ciężkiej pracy. Wspaniale byłoby gdyby jeszcze przy okazji wrzucić im jakieś mało inwazyjne szkolenie z technik sprzedażowych, ale tak aby nie czuli że do czegoś ich zmuszamy. Brzmi świetnie, a jak wygląda w rzeczywistości? Często szkolenia są odklepane lub teoretycznie odhaczone na liście, bo nie ma komu na nie przyjść. Ciężko zebrać razem całą grupę i cokolwiek zorganizować, bo niektórzy korzystają z uroków all inclusive od samego rana. Jako osoba z 9-letnim doświadczeniem w turystyce, również w pracy rezydenta, nie raz w środku nocy budził mnie telefon z recepcji – grupy INCENTIVE po nadmiernym spożyciu alkoholu, przy wzajemnym „nakręcaniu się”, potrafiły demolować hotel, skakać do basenu z balkonów, a nawet grozić pracownikom obsługi. Nie raz musiałam działać w roli mediatora i tłumaczyć lekkomyślność zmęczonych pracą i życiem grupowiczów na dywaniku u managera hotelu. Jak to mówią, szczęście w nieszczęściu, że nikomu nic się nie stało, chociaż potrafiło dochodzić do rękoczynów, a wiele hoteli nie chce już przyjmować takich grup. Czy da się więc przywrócić pierwotną ideę turystyki motywacyjnej tak, aby zarówno pracownicy, jak i pracodawcy byli usatysfakcjonowani?

Mam na to pomysł i konkretne propozycje:
  • unikać oferty „all inclusive” – niech to będą dwa posiłki dziennie, a nawet trzy, ale przy otwartym bufecie alkoholowym ciężko zachęcić ludzi do jakichkolwiek form aktywności, a dodatkowo mogą zrobić sobie krzywdę, lub narazić nas na dodatkowe koszty z tytułu pokrycia wyrządzonych strat;
  • wybierać destynacje, które oferują wiele typów aktywności – sporty wodne, zwiedzanie, parki rozrywki – tak aby pracownicy chętniej spędzali czas poza hotelem;
  • zaoferować dodatkowe szkolenia, które będą atrakcyjne zarówno dla pracownika, jak i firmy, a docelowo przełożą się na podniesienie kwalifikacji i wizerunku.

Rozwiązanie w pigułce mogą zaoferować takie biura podróży jak Atelier Podróży, które posiadają pakiet niezbędnych usług i mogą łączyć je w sposób dostosowany do potrzeb zleceniodawcy. Podstawą jest dobra znajomość realiów rynku turystycznego, dostęp do ciekawej i luksusowej oferty noclegowej, pomysły na zaaranżowanie czasu wolnego, umiejętność wskazania pozytywnych aspektów poznawania nowych krajów, ludzi i kultur, a przede wszystkim bogata i kompleksowa oferta szkoleń, z których każdy może wybrać coś dla siebie.

Czy lepiej więc zainwestować pieniądze w standardowy wyjazd wypoczynkowy typu all inclusive, czy powierzyć swoich pracowników ludziom, którzy zadbają zarówno o sferę relaksu, jak i rozwoju osobistego?

Aleksandra Zalewska